Miejsce na plener ślubny – pole słoneczników
Sesja ślubna w słonecznikach to było coś, co chciałem zrobić od dawna. Sesja marzeń! Zaczynał się sierpień i pola słoneczników kwitły w najlepsze. Dlatego zaproponowałem Oli i Romkowi właśnie taki plener ślubny na polu słoneczników. Oni nie tylko się zgodzili, ale również wypytali wśród znajomych czy widzieli takie pole. Dzięki temu znaleźli świetną lokalizację na sesję. Jak się okazało na miejscu, znakomicie wpisywała się w wizję sesji wśród słoneczników. Również prognoza na pierwszy sierpnia zapowiadała się wyśmienicie. Zaraz, zaraz, co tu więc robią zdjęcia plenerowe wśród wyschniętych traw? Już śpieszę z wyjaśnieniami!
Sesja ślubna w słonecznikach – Burzliwa Przygoda
Właśnie dojeżdżałem do pola słoneczników. Na parę minut przed tym kiedy miała się zacząć sesja ślubna na polu słoneczników, moim oczom ukazał się niepokojący widok. Oto na horyzoncie sine ze wściekłości niebo zapowiadało rychłą burzę. Nie musiałem długo czekać. Zmierzając w stronę zachmurzonego nieba, dosłownie wbiłem się w ścianę deszczu. O tym, prognoza nic nie wspominała… Sesja ślubna w słonecznikach stanęła pod znakiem zapytania.
Pełen obaw, wykonałem szybki telefon do Oli i Romka. Oni również dojeżdżali na miejsce i sytuacja z ich strony przedstawiała się bardzo podobnie. Kiedy zaparkowałem nieopodal słoneczników, wycieraczki nie nadążały z wycieraniem przedniej szyby. W powietrzu raz za razem majaczyły dochodzące z różnych stron grzmoty. Wyglądało na to, że straciłem ponad godzinę za kółkiem, a ze zdjęć nici!
Okno możliwości – plener w słonecznikach
Tymczasem wiejący wiatr gnał chmury i w oddali dało się dojrzeć skrawek niebieskiego nieba. Grzmoty dochodziły już tylko z oddali. Ja wciąż siedziałem w samochodzie w strugach deszczu obok pola słoneczników. Wyobraźcie sobie moje poirytowanie prognozą pogody, mając na uwadze, że przecież miało być słonecznie! Minęło jakieś 15 czy 20 minut i ulewa przeniosła się w inne miejsce. Niestety zostawiła po sobie całkowicie przemoczony krajobraz. Ola i Romek dojechali na miejsce, gdy ostatnie krople spadały z nieba.
Otwierało się okno możliwości. Niestety po krótkich oględzinach okazało się, że na pole słoneczników nie dało się wejść. No, chyba że w kaloszach. Zmoczona ziemia niczym gąbka przyjęła w krótki czasie wiele litrów wody. Pole słoneczników przypominało bagno! Cóż począć w takiej, wydawałoby się, beznadziejnej sytuacji? Zawrócić i umówić się na inny termin?
Pomysł na plener ślubny – zmiana planów?
No dobrze, nie da się wejść, więc poczekajmy, aż woda nieco wsiąknie i przeschnie. Przejechaliśmy więc kilkadziesiąt metrów w poszukiwaniu alternatywnego miejsca. Przy samej drodze, nieopodal pola słoneczników, powstało tych kilka pierwszych zdjęć na sesji. W oczekiwaniu, aż słońce osuszy zmoczoną deszczem ziemię, krążyliśmy wśród wyschniętych traw. Było w tym krajobrazie coś magicznego. Wiszące na roślinności krople deszczu, pięknie mieniły się w słońcu. Ustawiłem się więc tak, by słońce podświetliło welon i mokrą trawę.
Ten krótki spacer wśród traw nie był łatwy! Przecież białe szpilki, to nie jest obuwie stworzone do przedzierania się przez zarośnięte łąki. Ola! Szacuneczek dla Ciebie, dałaś radę!
Nieopodal łąki był młody las sosnowy. Wszystko w promieniu kilkunastu metrów od pola słoneczników. Lubię takie urozmaicenia na sesji ślubnej. Jak wiecie, głównym motywem tego pleneru ślubnego było pole słoneczników. Jednak w albumie ślubnym pojawiły się też zdjęcia w zupełnie innym klimacie. Wystarczyło parę chwil, a sesja w słonecznikach zamieniła się w plener ślubny w lesie. Warto było przejść te dodatkowe parę metrów, by wykonać to zdjęcie. Nie sądzicie?
Upragnione słoneczniki – sesja ślubna w słonecznikach
Wreszcie otoczenie nieco przeschło. Wkrótce zorientowaliśmy się, że słońce zbliżyło się do horyzontu. Wróciliśmy więc w pośpiechu na pole słoneczników. Wśród żółtych kwiatów słonecznika mogliśmy wreszcie wykonać upragnione słoneczne kadry. Szczerze mówiąc, do tej pory, fotografowało nam się bardzo dobrze. Jeszcze chwila, a przegapilibyśmy złotą godzinę na polu słoneczników! Jak się domyślacie, zdążyliśmy w samą porę!
Plener ślubny cena — opłata za wejście na pole słoneczników!
Po drodze dowiedzieliśmy się, że sesja na polu słoneczników obciążona jest opłatą! Przedsiębiorczy właściciel pola dostrzegł okazję do zarobku. Dlatego zaczął pobierać od przybywających chętnych na plener ślubny na polu słoneczników drobną opłatę. Cena nie była wygórowana, a my byliśmy już spragnieni zdjęć. Dlatego bez zbędnych ceregieli uiściliśmy opłatę i przystąpiliśmy do fotografowania.
Pole słoneczników było spore. Z wyższej perspektywy, miałem wrażenie, że złociste kwiaty ciągnęły się aż po horyzont. Całe szczęście, wziąłem ze sobą drabinkę! Ciepłe promienie zachodzącego słońca dopełniało ten żółto-zielony, niemal monochromatyczny krajobraz.
Wielkie brawa należą się Oli i Romkowi! W tych dość niesprzyjających warunkach (woda pod stopami) obdarzali się wzajemnie szczerymi uśmiechami. Z drugiej strony, trudno im się dziwić. Jeszcze godzinę temu, wydawałoby się, że sesja plenerowa w słonecznikach nie dojdzie do skutku.
Ponieważ nadal było mokro, staraliśmy się ograniczyć przemieszczanie do minimum. Okazało się, że taka podeszczowa sesja na polu słoneczników to nielada wyzwanie! Z tego względu mogliśmy fotografować pole słoneczników jedynie z trzech stron. Na pierwszych zdjęciach fotografowałem pod słońce. Promienie słońca pięknie obrysowały sylwetkę Pary Młodej w objęciach. Następnie ustawiłem się tak, że światło padało z lewej strony.
Słońce skryło się za horyzontem. Wróciłem do samochodu po lampę błyskową i soft box. Chciałem wykonać zdjęcia o zmierzchu. Miałem mało czasu. Dlatego biegłem, aby zdążyć, rozstawić statyw oświetleniowy i potężny softbox oktagonalny. Nie sposób wykonać zdjęcia z kolorowym niebem w tle, bez oświetlania pierwszego planu. Efekty zastosowania lampy błyskowej bywają spektakularne, ale wymagają większego wysiłku. Potrzebny jest dodatkowy czas na rozłożenie i złożenie sprzętu. Na szczęście, ten kolorystyczny spektakl na niebie dał mi potrzebną motywację. Opłaciło się!
Niektóre kwiaty słoneczników były wyjątkowo wysokie i pięknie wypełniały kadr. Zostawiały jednak miejsce na skrawek częściowo zachmurzonego nieba o ciepłej żółtopomarańczowej barwie zachodzącego słońca.
Udało się! Wracając do domu, uśmiechałem się do siebie. Wiedziałem, że na kartach pamięci mam zapisane zdjęcia, które już dawno chciałem zrobić. Widziałem też reakcje Oli i Romka na to, co widzieli na wyświetlaczu aparatu. Byłem pewien, że będą zadowoleni z sesji. Paradoksalnie mieliśmy idealne warunki do zdjęć. Świeżo zroszone liście, nieco chmur na niebie i piękny zachód słońca. Wszystko w ciepłej tonacji słonecznikowej! Jednym słowem: Bajka!
A jaka jest Wasza wizja sesji marzeń? Gdzie chcielibyście wykonać sesję ślubną? Macie już pomysł na plener ślubny czy potrzebujecie jeszcze dodatkowych inspiracji? Jeśli spodobały się Wam zdjęcia ślubne na polu słoneczników, to napiszcie koniecznie do mnie! Chętnie powtórzę z Wami sesję ślubną na polu słoneczników. Co, jeśli sesja w słonecznikach nie przypadła Wam do gustu? Poszukajcie alternatywnego miejsca na plener ślubny! W takim razie zapraszam Was do zapoznania się z innymi sesjami ślubnymi. Miałem już przyjemność zrealizować ich wiele.