Wizytę w Londynie i zwiedzanie tego miasta rozpoczęliśmy od British Natural History Museum. Szczerze powiedziawszy nigdy nie przepadałem za odwiedzaniem muzeów i galerii, ale tu chciałem zawitać ze względu na ogrom i rodzaj zbiorów w nim zgromadzonych.
Już od wejścia wita nas replika szkieletu diplodoka naturalnych rozmiarów. Choć strzeże wejścia do muzeum już od 35 lat, Dippy nie będzie stał tu wiecznie. Są już plany umieszczenia w jego miejsce szkieletu płetwala błękitnego.
W części poświęconej dinozaurom było dość tłoczno. Na szczęście w tej sekcji przygotowano nie tylko kości dinozaurów. Animatroniczna kukła Tyranozaura wyjęta rodem z Parku Jurajskiego jest ciekawym urozmaiceniem ekspozycji.
Właśnie takie eksponaty jak ten model płetwala błękitnego w skali 1:1 pozwala zdać sobie sprawę z tego jak ogromnymi zwierzętami są te ssaki.
Sam gmach, w którym mieści się muzeum jest wart zainteresowania. piękny hol główny wraz z przylegającymi korytarzami jest bogato zdobiony i autentycznie robi wrażenie.
Londyn w obiektywie – Regent’s Park i Hyde Park
Ale nie samym muzeum żyje człowiek 😉 Pogoda była wyjątkowo dobra jak na angielskie warunki. Wybraliśmy się więc do parku najpierw Regent’s Park, następnie Hyde Park.
Park oprócz spacerujących ludzi, zdominowało ptactwo wszelkiej maści jak i stali bywalce parków – wiewiórki.
Londyn w obiektywie – Picadilly Circus
Kolejnym punktem programu był Picadilly Circus słynący z gigantycznych reklam świetlnych i z tego względu wart odwiedzeni wieczorową porą.
Kolejna ikona Londynu – London Eye. Tutaj długi czas ekspozycji pozwolił na pokazanie ruchu zarówno wody jaki i wspomnianego koła młyńskiego.
Wizyta w Londynie była by niekompletna bez Big Bena, a właściwie bez Elizabeth Tower, która dziś w zasadzie nosi nazwę tożsamą z dzwonem znajdującym się w jej wnętrzu. Wybierając się do Londynu wiedziałem, że będę się chciał skupić właśnie na tej ikonie i dlatego poświęciłem mu osobny wieczór.
Kolejny dzień, dość przewrotnie zaczęliśmy od kolejnego muzeum, a mianowicie British Museum. A to ze względu na zbiory egipskich mumii i synny kamień z Rossety, który umożliwił odczytanie hieroglifów.
Trafalgar Square – jak zwykle tętniący życiem, i słoneczna pogoda. Jeszcze tu wrócimy wieczorową porą.
I tu rozpoczyna się mój czas na fotografowanie Big Bena. Najpierw podczas zachodzącego słońca, a następnie po zmroku.
Nie mogło zabraknąć zdjęcia przy czerwonej budce telefonicznej. Ale żeby podnieść poprzeczkę i pozbawić wszelkich wątpliwości co do miejsca wykonania zdjęcia w tle umieściłem Big Bena. Innymi słowy, wybór tej konkretnej budki nie był przypadkowy.
Jak widać nie wszystkie budki w Londynie są czerwone i piękne 😉
Kolejny dzień, jedziemy metrem.
Przed wyjściem fotka w metrze musi być. Od razu wiadomo dokąd zmierzaliśmy. Katedra Św. Pawła.
W tym momencie piękna słoneczna pogoda ustąpiła miejsca chmurom, z których jednak nie było deszczu.
Najwyższy budynek w Unii Europejskiej – The Shard. Wysokość budynku wynosi 309,6 metrów. Szczerze powiedziawszy, na żywo, nie wydaje się aż tak wysoki 😉
A tu już nowoczesność spotyka się z tradycją. Z jednej strony mamy historię manifestowaną przez The Tower of London, z drugiej zaś nowoczesne City tu widziane z Tower Bridge.
Na koniec wróciliśmy na Trafalgar Square by nacieszyć się nim w światłach latarni ulicznych.